Józef Kiedroń
Józef Kiedroń Józef Kiedroń
Urodził się 17 marca 1879 r. w Dolnych Błędowicach na Zaolziu. Mieszkał i rozpoczął naukę w Datyniach Dolnych, gdzie ojciec miał gospodarstwo. Jako jedyny syn i w dodatku bardzo zdolny, został wysłany na dalszą naukę do szkoły realnej w Cieszynie. Rodzina była polska, ale szkoła niemiecka. Nie miała jednak żadnego wpływu na poglądy przyszłego polskiego działacza. Już w pierwszej klasie został prymusem. Ku swojej rozpaczy musiał opuścić szkołę pod koniec drugiej klasy. Zmarł ojciec, a matka, która pozostała z trzema córkami, okazała się „niezaradna życiowo”1. Wkrótce zresztą umarła. Dwunastoletni Józef odtąd sam sobie sam radził w życiu. Otrzymał pracę w księgarni Prochaski w Cieszynie. Późnymi wieczorami pochłaniał książki, a im więcej czytał po niemiecku, tym bardziej czuł się Polakiem. Ponieważ marzył o dalszej edukacji, która była płatna, w wieku 14 lat poszedł szukać lepszej pracy w zagłębiu węglowym. Mieszkając marnie, nie dojadając, wykonał swój plan finansowy. Po kilku miesiącach ciężkiej pracy na dole kopalni w Ostrawie zamieszkał u swego wuja. Wuj miał duże gospodarstwo i Józef pomagał w pracy w polu. Tylko jeden dzień bywał w Cieszynie, gdzie kolega pomagał mu w nauce matematyki. Chodził pieszo, aby nie wydawać pieniędzy na bilet kolejowy. Wychodził rano, wracał w nocy, jadł tylko zabraną z domu kromkę chleba. Uczył się sam z książek pożyczonych mu przez byłych kolegów, przeważnie nocami, w dzień pracował przecież u wuja. Chciał przerobić dwie klasy i zdać do piątej. Wytrwałość, wyrzeczenia i zdolności doprowadziły do szczęśliwego finału, zdał i został przyjęty do piątej klasy. Wyjeżdżając, poprosił wuja o pieniądze, które oddał mu na przechowanie, otrzymał jednak znikomą cząstkę tego, co posiadał. Wuj wyjaśnił, że potrącił sobie za utrzymanie, praca w gospodarstwie się nie liczyła. Dorosły Józef Kiedroń zaliczał te chwilę do najgorszych w życiu. Zdolnym uczniem zainteresował się pastor zboru w Błędowicach i postarał się dla niego o zasiłek z pomocy. Dorabiał na życie korepetycjami. W szkole należał do tajnej, polskiej organizacji młodzieżowej Jedność. Jej członkowie zbierali się potajemnie, by studiować polską literaturę i historię oraz umacniać swoją świadomość narodową. Szkołę skończył z odznaczeniem czyli wyróżnieniem w 1898 roku i rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej. Po roku przeniósł się na Akademię Górniczą do Leoben /Austria/. W czasie studiów otrzymywał stypendium Macierzy Szkolnej, udzielał korepetycji, a w wakacje pracował jako górnik w kopalniach w Westfalii. Należał do związku studentów polskich ze Śląska Cieszyńskiego „Znicz”, a w latach 1898-99 był jego prezesem. Był też członkiem organizacji studentów polskich „Promień”. Studia skończył z odznaczeniem w 1902 roku.
Otrzymał pracę jako inżynier na kopalni Eleonora w Dąbrowie /Zaolzie/ należącej do Witkowickiego Towarzystwa Górniczo-Hutniczego. Sprowadził do siebie siostry, pomógł im kupić ziemię i wybudować domy, kiedy wyszły za mąż. Od razu włączył się w nurt pracy narodowo-oświatowej, z racji której wchodził często w konflikt z czeskimi zwierzchnikami.
W sierpniu 1905 roku przywiózł do swojego domu żonę, Zofię Kirkorową z domu Grabską, siostrę przyszłego premiera i ministra. Poznał ją w Bystrej w sanatorium, gdzie leczył się na nerwową arytmię serca. Byli wspaniałym małżeństwem, mającym wspólne cele: pracę narodową. Zofia napisała wspomnienia, które zakończyła w roku śmierci męża. Jej życie w pewnym sensie też wtedy się skończyło. Zawsze nazywała go „Tatusik”, razem zgodnie wychowywali ciągle chorującego Staszka, jej syna z pierwszego małżeństwa i dwóch własnych synów, Janka i Władysława.
Razem też dążyli do powstania polskich szkół w Zagłębiu. Pierwszą, którą udało się uruchomić była szkoła w Dziećmorowicach. W 1907 rozpoczął walkę o szkołę sztygarów. Otwarta w tymże 1907 roku w Dąbrowie i była szkołą o bardzo wysokim poziomie nauczania. Uczył w niej miernictwa i eksploatacji węgla. Za udział w jej uroczystym otwarciu Józef Kiedroń, jako aktywny Polak stracił pracę. Został przeniesiony od stycznia 1908 do Morawskiej Ostrawy. Tam również dostrzegał potrzebę tworzenia polskich szkół i już w 1908 przyczynił się do otwarcia szkół w Radwanicach, Hermanicach i Kończycach Małych. Rozpoczął też boje o drugą średnią szkołę w Zagłębiu. Chodziło o to, by gimnazjum było bliżej polskiej ludności górniczej. Wiedział, że pobyt w Cieszynie jest dla niektórych za drogi. Pisał do gazet, przekonywał i w 1909 roku zostało otwarte gimnazjum realne w Orłowej. By zapewnić dopływ funduszy szkole, często jeździł z żoną do Krakowa na zebrania Towarzystwa Szkół Ludowych. Wygłaszał przemówienia na wiecach, spotkaniach w celu pozyskania datków na Macierz Szkolną Księstwa Cieszyńskiego, której w latach 1906-1924 był członkiem Zarządu Głównego.
W 1910 wrócił z rodziną do Dąbrowy. Został zastępcą kierownika, /dzisiaj dyrektora/ na kopalni Eleonora. Cały czas pracował społecznie.
Kolejnym celem, który sobie postawił, było uporządkowanie trudnej sytuacji polskich gazet. Zrobił porządek w finansach i administracji oraz doprowadził do powstania jednego „Dziennika Cieszyńskiego”. Pisał do niego wiele artykułów, a żona urządzała kwesty w czasie swoich wyjazdów, by podreperować stale zagrożone finanse.
Po wybuchu I wojny światowej, kiedy pojawili się uchodźcy z Galicji wschodniej, pomagał im, szukał mieszkań i pracy.
W 1917 jako kierownik już dwu kopalń, Betiny i Eleonory, otrzymał nowy, piękny dom,który później Czesi nazywali złośliwie „Kiedroniowym rajem”. On sam był zawsze zdania, iż było to najpiękniejsze mieszkanie w jego życiu.
Nadchodziły dni przełomu, uważał, że powinien powstać lokalny organ władzy, rada narodowa. Kiedy utworzono Radę Narodową Księstwa Cieszyńskiego nie został jednak jej członkiem, ponieważ z ramienia Polskiego Zjednoczenia Narodowego weszła żona. Był autorem słynnej odezwy do ludności o przyłączeniu Śląska Cieszyńskiego do Polski. Rada przyjęła ja z niewielkimi poprawkami i ogłosiła 29 października 1918 roku. Podpisał też, 5 listopada 1918 roku, jako jeden z czterech delegatów, w imieniu Rady umowę graniczną Czechami.
Po agresji czeskiej, w styczniu 1919 roku został razem z rodziną aresztowany. Po ciężkim dniu, musieli stać, zostali przewiezieni do Ostrawy. Ostatecznie po długich marszach i transportach trafili do baraków w Morawskiej Trzebowie. Przez trzy tygodnie chodzili i spali w ubraniach, w nieogrzewanych pomieszczeniach. Przewiezieni w brudnym, bydlęcym wagonie do Lipnika, po nocy spędzonej w lodowatym pokoju, zostali zwolnieni. Przyczyniła się do tego interwencja brata Zofii u prezydenta Czechosłowacji. Musieli zamieszkać w hotelu w Cieszynie, a Józef dostał urlop, nie mógł pojawić się w Dąbrowie . Po dwóch miesiącach wrócili tam jednak. W sierpniu 1919 roku został mianowany przedstawicielem Rządu przy Misji amerykańskiej dla rozdziału produkcji węgla na Europę Środkową z siedzibą w Morawskiej Ostrawie.
Jesienią 1919 roku rozpoczynają się przygotowania do plebiscytu na Śląsku Cieszyńskim. W tym trudnym okresie rodzina Kiedroniów była cały czas szykanowana. Pobito syna Janka, nastąpiło włamanie do domu, chora Zofia została na jeden dzień aresztowana. 15 maja 1920 roku zabrano z domu Józefa. W drodze do więzienia został ciężko pobity przez czeskie bojówki i znalazł się się w orłowskim szpitalu. Po kilku dniach przy pomocy komisji plebiscytowej i przyjaciół, żona doprowadziła do przewozu męża karetką do cieszyńskiego szpitala. Najcięższe rany miał na głowie, ale ucierpiały też bardzo jego ręce, którymi zasłaniał głowę, na nogach miał skrzepy, tylko plecy przed razami ochronił gruby płaszcz. W obawie przed porwaniem Zofia wywiozła męża do szpitala w Krakowie.
Po pobiciu Józefa Kiedronia do sejmu w Warszawie wpłynął poselski wniosek w sprawie zerwania stosunków dyplomatycznych z Czechosłowacją, ale nie został uchwalony, ponieważ przerwano nad nim pracę z powodów związanych z wojną na wschodzie.
Był na konferencji w Spa iw Paryżu. Później, pojechał jeszcze do Londynu razem z księdzem Karolem Kuliszem do pułkownika Hous'a, przyjaciela prezydenta Wilsona, prosić o interwencję w sprawie Zaolzia, ale niczego nie udało się już zmienić.
W 1920 roku kierował budową fortyfikacji na przedpolach Pragi w okresie wojny polsko-rosyjskiej. Później pracował razem z W. Korfantym w Polskim Komisariacie Plebiscytowym przy przygotowaniach do plebiscytu na Górnym Śląsku. Przygotował wiele memoriałów dla władz alianckich uzasadniających polskie prawa do Śląska. Zajmował się też utrzymaniem eksportu węgla w dobie powstania, pieniądze z wywozu były głównym źródłem dochodów władzy powstańczej. Udało mu się utrzymać wywóz węgla do Polski i przez Czechy na południe. Spokój i takt bardzo przydały się Józefowi w tym trudnym okresie.
Rok 1921 nie był dla rodziny szczęśliwy, musieli się na zawsze wyprowadzić z Dąbrowy, Zofia chorowała, a w grudniu umarł na zapalenie mózgu syn Janek. Został pochowany na cmentarzu ewangelickim w Cieszynie, bo tu o mieszkali. Początkowo u państwa Michejdów, a później w wynajętym mieszkaniu.
W styczniu 1922 roku został mianowany przez Józefa Piłsudskiego dyrektorem Departamentu ds. Śląskich w Ministerstwie Przemysłu i Handlu. W budynku ministerstwa otrzymał też mieszkanie. Pracował jeszcze na Górnym Śląsku, gdzie starał się zorganizować polskie władze górnicze.
W grudniu 1923 roku został ministrem przemysłui handlu. Otrzymał wtedy wiele gratulacji, ale najbardziej wzruszały go te od rodaków z Zaolzia. Znali go z jak najlepszej strony i jego udział w rządzie był dla nich niemalże gwarancją sukcesu.. Pisali do niego „Łzy radości wyszły mi z oczu, iż jeden męczennik otrzymał najwyższe stanowisko w rządzie. Niech Bóg doda sił do wytrwania na tym posterunku bardzo trudnym, chociaż Pan do wytrwania jesteś zahartowanym przez pałki czeskie”2. Kiedy w 1924 roku przyjechał do Cieszyna był witany bramą triumfalną pierwszej wiosce na Śląsku Cieszyńskim. Spotykał się z przyjaciółmi, jedynymi, prawdziwymi, jakich posiadał. Poznał też wtedy naocznie w Bielsku los wygnańców z Zaolzia i po powrocie do Warszawy starał się im pomagać. Wszystko to robił razem z żoną, Zofią, która całe życie była bardzo oddana sprawie Zaolzia, gdzie spędziła najpiękniejsze lata. Do Cieszyna przybył w 1928 roku na obchody 10 rocznicy powstania Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego. Jego przemówienie na akademii w teatrze było głównym punktem obchodów. Gwiazdka Cieszyńska napisała „Jako dziecko zagłębia węglowego mógł on najlepiej wyrazić uczucia ludności Śląska. Niejedno też oko zalało się łzą serdeczną, gdy zacny Mówca w złotych słowach określał uczucia miłości jakie nas łączą.”3. Wyraził nadzieję, że obie części Śląska się połączą, bo ziemia pozostała polska tylko władze państwowe są inne. O Zaolziu nigdy nie zapomniał, do końca wierzył, że kiedyś wróci do Polski.
Zadania ministra u progu Niepodległej były bardzo trudne, ale współpraca z premierem, Władysławem Grabskim układała się bardzo dobrze. Od stanu gospodarki zależała przecież pozycja nowej waluty, złotówki. To były wtedy priorytety. Inną, bardzo ważną sprawą była budowa portu w Gdyni. Decyzję o budowie portu w Gdyni, Polska zawdzięcza jemu Uczynił wszystko, aby przełamać bierny stosunek do spraw morskich społeczeństwa i znacznej części czynników rządowych. W lipcu 1924 roku podpisał umowę z konsorcjum francusko-polskim na budowę portu w Gdyni. „Gazeta Poranna” tak pisała : „Był inżynier Kiedroń pierwszym ministrem polski, który rozwarł drogę naszą na szerokie horyzonty. Dzięki jego zabiegom doszła do skutku umowa...za jego też przyczynieniem zaczęto po raz pierwszy myśleć na serio i podjęto akcję około stworzenia polskiej floty handlowej”4. Często wygłaszał odczyty, propagując idee budowy portu i rozwoju floty.
Jako minister był bardzo zajęty, pisał artykuły naukowe do miesięcznika „Przemysł i Handel”, odbywał konferencje i wizyty. Robił wszystko, by rozwijać polski handel zagraniczny, który uważał za bardzo ważny dla gospodarki młodego państwa. Nie lubił przemawiać, ale jako minister nie unikał publicznych wystąpień. Musiał „bywać” na przyjęciach, które później należało odwzajemnić. Jako minister nie miał funduszy reprezentacyjnych, a pensje ministerialne były wtedy niewielkie, budżet wspomagały więc pieniądze żony. Nie wstydził się tego, że żona miała jedną porządną suknię i że jeździ starym, rozklekotanym autem. Całe życie był bardzo oszczędny, nigdy nie chciał obciążać dodatkowymi kosztami swoich pracodawców.
Zmiany w rządzie i chęć powrotu do swojego zawodu na Śląsku były przyczyną złożenia dymisji w maju 1925 roku. Nigdy nie chciał się pogodzić z kłótniami politycznymi. Mówił: „Wprost trudno zrozumieć dzisiejsze walki partyjne w społeczeństwie polskim, kiedy jest tyle do zrobienia. Wszystkich nas wspólnym celem być musi – wspólna praca wszystkich Polaków dla dobra ojczyzny.”5. Poglądy te mogą się wydawać dziwnie współczesne i bliskie.
Po jego odejściu w prasie ukazało się wiele pochlebnych artykułów, nazywano go ministrem sanacji gospodarczej czyli człowiekiem, który uzdrowił gospodarkę. Rzeczywiście takim był. W krótkim czasie podpisał 8 ważnych umów handlowych. Uczestniczył w 1925 roku w podpisaniu konwencji handlowej z Czechosłowacją, uważając,że jest ważna dla kraju. Wymagało to od niego wielkiego poświecenia, przed oczami miał, jak mówił, cały czas Zaolzie. Ponadto doprowadził do budowy portu w Gdyni i rozwoju marynarki handlowej. Za działalność otrzymał wiele polskich i zagranicznych odznaczeń. Był kawalerem Krzyża Komandorskiego Polonia Restituta. Miłą pamiątką był też złoty zegarek, który otrzymał na pożegnanie od urzędników w ministerstwie. Żona ; opowiadała później, że chyba widzieli jego stary, lichy, srebrny zegarek.
Dzięki zdolnościom fachowym i zacności charakteru zyskał powszechne uznanie i szacunek. Nie było w nim niczego z dorobkiewiczów...gorliwy w zawodzie, ludzki dla podwładnych, towarzyski wobec kolegów, pełny miłości dla narodu i ojczyzny6.
Po opuszczeniu ministerstwa znalazł pracę jako naczelny dyrektor górnośląskiego koncernu Vereinigte Konigs und Laurhutte z siedzibą w Berlinie, a później był prezesem jego spółki filialnej w Katowicach. Towarzystwo Królewska Huta i Laura było największym na Śląsku, zatrudniało 30 000 robotników. Zamieszkali w domu w Siemianowicach. Pracując tam, hojnie wspierał cele publiczne, ok. 2000 złotych miesięcznie./miało to inną wartość aniżeli obecnie/. Uważał, że to konieczność, przymus psychiczny. Pomagał też krewnym i znajomym, którzy wpadali w biedę. Należał do prawie wszystkich polskich stowarzyszeń w Siemianowicach, bywał członkiem zwyczajnym, honorowym, ojcem chrzestnym sztandarów. Działalność społeczna odbywała się oczywiście w wolnym czasie, kosztem wypoczynku. Cieszył się ogromną sympatią lokalnej społeczności, a nawet względami biskupów śląskich, mimo, że był ewangelikiem. Przyjaźnił się z burmistrzem Siemianowic, który pochodził z Dąbrowy na Śląsku Cieszyńskim. Zresztą najlepsi przyjaciele Kiedroniów na Górnym Śląsku to były rodziny ze Śląska Cieszyńskiego. Tam też, jak kiedyś na Zaolziu, prowadził walkę o polską kadrę w kopalniach, o zatrudnianie polskich inżynierów, o spolszczenie administracji kopalń. Przy każdej okazji apelował do polskich urzędników, aby zbliżali się do miejscowej ludności i razem podejmowali pracę narodową. „Bratanie się z ludem” część inteligencji miała mu za złe. Walczył o sprawiedliwe traktowanie polskich górników i o powstanie polskich instytucji np. Czytelni Polskiej. Zresztą po jego śmierci Czytelnia w Siemianowicach została nazwana imieniem Józefa Kiedronia i ozdobiona jego portretem.
Był także jednym z założycieli i dożywotnim prezesem Syndykatu Górnośląskich Hut Żelaznych. Bezstronność, umiejętność godzenia sporów i ogromne oddanie sprawom Syndykatu spowodowały, że nikt nie przedstawił nigdy innego kandydata na prezesa. Należał do wielu organizacji społeczno-gospodarczych, w których pełnił funkcję członka zarządu i rad nadzorczych, np. był członkiem prezydium „Lewiatana”. Sporo jeździł, uczestniczył w wielu przedsięwzięciach np. pomagał organizować Powszechną Wystawę Krajową w Poznaniu w 1929 roku.
Ciągle propagował rozwój Gdyni i Śląsk był najlepiej w Polsce przekonany o potrzebie budowy portu. Był tu prezesem Ligi Morskiej. Już w 1923 roku dostrzegł, a od 1926 rozpoczął kampanię na rzecz połączenia Górnego Śląska z morzem najkrótszą linią kolejową. Napisał dziesiątki artykułów, przemówień, memoriałów dla zjednania opinii publicznej i czynników rządowych dla idei budowy magistrali. Wyliczał korzyści płynące z budowy linii dla skarbu państwa, wskazywał na wzrost konkurencyjności polskiego węgla na rynkach europejskich. Uważał też, że nie można pominąć moralnego aspektu, udowodnienia Europie znaczenia morza i korytarza dla Polski. Dla mieszkańców Śląska połączenie będzie spełnieniem obietnic państwa jeszcze z czasów plebiscytu, dowodem, że pamięta o tych , którzy walczyli o Polskę na jej krańcach. Kiedy w 1927 roku ruszyła budowa, dążył do jej przyśpieszenia, pokazując ile traci państwo nie wykorzystując w pełni możliwości przeładunkowych portu. W 1928 roku wydał broszurę „Kolej Górny Śląsk -Gdynia jako najpilniejszy problem gospodarczy”. Nie dożył otwarcia magistrali. Gazety, przy tej okazji napisały jednak prawdę; ”Słusznym jest, aby w tej właśnie chwili przypomnieć, iż pierwszym pionierem myśli obecnie zrealizowanej był zmarły przed rokiem inż. Józef Kiedroń”7. Dalej są wyliczone jego zasługi. Magistralę, po której jeżdżą pociągi, nawet te najszybsze inter city, zawdzięczamy naszemu rodakowi inż. Józefowi Kiedroniowi.
Kiedy w 1927 został prezesem spółki, przeprowadził się z rodziną do pałacu księcia Donersmarcka w Siemianowicach. Przy pałacu były stajnie i jazda konna stała się nowym hobby Józefa. Kupił też gospodarstwo na Pomorzu w Kowrózkach, gdzie po jego śmierci mieszkała żona z synem Władziem, który studiował w szkole rolniczej w Cieszynie.
Ciężka praca, działalność społeczna kosztem wypoczynku odbiły się na jego zdrowiu. W 1931 roku zaczął chorować. Zawsze uważał, „że największe zwycięstwo odnosi człowiek nie nad nieprzyjacielem, lecz nad samym sobą, nad własnymi wadami i namiętnościami”8. Z chorobą jednak nie wygrał. Początkowo źle zdiagnozowany, zbyt późno został operowany na żołądek. Mimo początkowej poprawy, choroba trwała. Jako przyczynę śmierci podano chorobę krwi, hemofilię. Zmarł 25 stycznia 1932 roku w dniu operacji wycięcia śledziony. Nie ukończył 53 lat.
Pogrzeb w Cieszynie stał się manifestacją narodową. Otwarto granicę na pół dnia i tłumy górników przybyły z Zaolzia. Ksiądz senior K. Kulisz powiedział w mowie pogrzebowej, „że Bóg dał Józefowi Kiedroniowi, człowiekowi o anielskim sercu, tę łaskę, iż zabrał go, gdy był na szczycie, zanim zaczął schodzić w dół”9. W kondolencjach od firmy w której pracował znalazły się słowa ...”tracimy człowieka o wysokiej dobroci serca i szlachetnym charakterze”10. Na jego grobie krótki napis „Pracownik narodowy na Śląsku Cieszyńskim i Górnym, minister,” oddaje najlepiej kim był. Najpierw pracownik narodowy, to było dla niego najważniejsze.
Jego żona, Zofia z Grabskich, stworzyła po śmierci męża fundację na stypendia dla młodzieży ze Śląska Zaolziańskiego.
Minister ze Śląska Cieszyńskiego, posiadający ogromne zasługi dla kraju i dla naszego regionu nie ma w Cieszynie tablicy, obiektu swego imienia, a tylko małą uliczkę.......
Władysława Magiera
Przypisy:
- Kirkor – Kiedroniowa Zofia: Wspomnienia, część II, Kraków 1988 r. s. 9
- Kirkor – Kiedroniowa Zofia: Wspomnienia, część III, Kraków 1989 r. s. 111
- „Gwiazdka Cieszyńska” z 2.11.1921r.
- „Gazeta Poranna” z 17.05.1925 r.
- Wspomnienia III, s. 267
- „Poseł Ewangelicki” z 6.02.1932 r.
- „Gazeta Warszawka” z 1.03.1933 r.
- Wspomnienia III, s. 226
- Łakomy L.: Inż. Józef Kiedroń. Ideał współczesnego Polaka, Katowice 1933 r. s. 97
- „Poseł Ewangelicki” z 6.02.1932 r.